Minął tydzień od mojego udziału w programie Dzień Dobry TVN, a ja cały czas mam wrażenie, że to był tylko piękny sen… A zaczęło się wszystko w pewien listopadowy dzień, gdy zadzwonił do mnie telefon z informacją, że zapraszają mnie i moje makramy do Warszawy!
Miałam całe trzy dni na przygotowanie się do udziału w programie. Myślę, że to były jedne z najbardziej stresujących dni w moim całym życiu… Byłam chodzącym kłębkiem nerwów, który momentami o tym zapominał i zaczynał skakać z radości i szczęścia. W swojej pierwszej ciąży nie przeżyłam tak intensywnej huśtawki emocjonalnej 😉
A potem rozpoczął się jeden z najfajniejszych poranków w moim życiu…!
Gdy wyszłyśmy z hotelu, listopadowe powietrze otuliło nas swoim chłodem. Po stolicznych ulicach przemykały auta, a chodnikami spieszyli Warszawiacy. Miałyśmy do pokonania z hotelu jedyne 900 metrów spacerem, ale to był ten moment, w którym czas okazał się dla nas stanąć i miałyśmy we dwie wrażenie, że poruszamy się niczym ślimaki. Gdy zaczęłyśmy się powoli niepokoić, że nie zdążymy na czas, naszym oczom ukazał się wieżowiec przy Marszałkowskiej 76. A w środku… pełno kamer, świateł, krzątających się ludzi. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, miejsce, w którym byłyśmy kilkanaście godzin wcześniej, zmieniło się nie do poznania! Nieśmiało weszłyśmy do środka, a kierownik planu powitał nas gromkim okrzykiem: „To pewnie nasze dzisiejsze gwiazdy!„.
Zawsze wyobrażałam sobie, że w telewizji jest urwanie głowy, chaos i zamieszanie. A cały zespół był spokojny i zrelaksowany. Wszyscy byli bardzo serdeczni i powitali nas z uśmiechem. Gdy pojechałyśmy na 9. piętro, aby oddać się w ręce makijażystek, trafiłyśmy do samego studia Dzień Dobry TVN. Co nas totalnie zaskoczyło, to miejsce jest o wiele mniejsze, niż na ekranie telewizora.
Zegar wybił godzinę 8, a za naszymi plecami rozpoczęło się nagrywanie programu.
Gdy makijaż i fryzury były dopięte na ostatni guzik, wróciłyśmy do kawiarenki. Nim się obejrzałyśmy, przyszła do nas Ula, z którą miałyśmy po raz pierwszy pojawić się na wizji. Jest absolutnie przemiłą i uroczą osobą! A potem kierownik planu zaczął wyliczać czas do rozpoczęcia transmisji…. Najpierw „3 minuty„, potem krzyknął „2 minuty„. Wymieniłyśmy z Iwoną spojrzenia, stres zaczął się w nas panoszyć. Przez chwilę, przyszło mi przez głowę, aby po prostu stamtąd uciec. Sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej poważna, operatorzy kamer przyjęli poważne miny i skupili się na pracy. Kierownik planu powiedział „30 sekund„, a ja zbladłam wtedy całkowicie… I gdy sytuacja wyglądała naprawdę krytycznie, zapadła w studio cisza i powietrze można było ciąć nożem, w tym momencie, jeden z operatorów kamery rzucił całkowicie beznadziejny i głupi suchar. Dosłownie wszyscy wybuchnęli śmiechem, napięcie zeszło z nas całkowicie i… pojawiłyśmy się nagle na wizji!
Ciekawostką jest to, że przed każdym wejściem na żywo (a pojawiałyśmy się na wizji aż czterokrotnie), sprytny Pan operator powtarzał swój numer z dowcipem. Nie pamiętam żadnego z nich, ale wiem, że śmiałam się w głos. Myślę, że muszą często stosować ten zabieg, gdy w studio pojawiają się takie „Świeżynki”, jak my z Iwoną. Ale cóż, trzeba przyznać, że zadziałało!
Przez te kilka godzin, które spędziłyśmy w programie, spotkałyśmy naprawdę wiele fajnych i otwartych osób. Atmosfera była wspaniała! Pomiędzy wejściami, musiałyśmy podpisywać formalne zgody, ustalać niektóre aspekty techniczne naszego występu i przyjazdu, ale też prowadziłyśmy zwyczajne, miłe konwersacje z całym zespołem. Efekt jest taki, że czas zleciał tak szybko, że nim się obejrzałyśmy, zgasły światła, a nasza telewizyjna przygoda dobiegła końca.
Nasze dwa wejścia na żywo, znajdziecie w archiwum programu Dzień Dobry TVN, a dokładniej TUTAJ.
Jeśli chodzi o abażur, nad którym rozpoczęłam pracę na wizji, zdecydowanie miałam bardziej ambitny plan w jego ukończeniu. Jednak ta masa emocji, która mnie spotkała na miejscu, niestety uniemożliwiła szybszą pracę. Udało mi się go ukończyć kilka dni później. I oto efekt końcowy:
To, co się stało w studio przy Marszałkowsiej 76, już na zawsze zostanie moją siłą napędową do dalszego działania.